Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 137.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziéweczkę, którą pewnie za model sobie wybrać musiał.
Uśmiéchnął się złośliwie, dwuznacznie i w téj chwili, spojrzawszy na siostrę, dostrzegł płomień na jéj twarzy, który przypisał niewłaściwemu swemu wspomnieniu o dziéwczynie.
Siostra zwykle za najmniejszą nieprzyzwoitość mocno go karciła. Teraz jednak przystąpiła do niego z ciekawością.
— Miałam się ciebie spytać — rzekła. — Ten dziwak, ta zagadka, ten któś niby artysta, jak ci się zdaje, kto to może być? Wszystkich nas intryguje, a ty go bliżéj znasz... Wczoraj u księżny...
— Wczoraj był jakby zamaskowany — dokończył Ferdynand. — Takim go jeszcze nie widziałem.
— Przepraszam cię — przerwała mu bardzo gorąco i tonem niezwykłym siostra. — Piérwszą razą, gdy tu do nas wszedł w tym stroju dziwacznym, wydał mi się jakby zamaskowany; ale wczoraj był właśnie jakby w swoim naturalnym stanie. Co ty o nim sądzisz? mów! To nie jest artysta, nie, to człowiek z naszego świata i z naszych stron. Przezwał się... w tém jest jakaś tajemnica.
— Ale cóż to cię ma tak żywo obchodzić? — rzekł Ferdynand, śmiejąc się. — Piérwszy raz widzę cię tak zajętą, zaciekawioną.
Siostra, nanowo się zarumieniwszy, ale tym razem z niecierpliwości i trochy gniewu na brata,