Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 113.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w portrecie Ary Sheffera — bo rad był go naśladować... niestety!
— Ja! — zawołał z ciężkiém westchnieniem — ja skazany jestem na przejście po téj ziemi, nie zostawując trwałego śladu po sobie. Wina to mojego niedołęztwa, czy natury ducha tego, który żyje we mnie? ja nie wiem. Woli mojéj nie umiem nagiąć do wymagań małych, pospolitych ludzi, a przez łaskę tłumu, którym pogardzam, dobijać się rozgłosu, sławy i uznania! Głoszą mnie dziwakiem. Jestem zrażony. Dla nędznéj sławy pochlebcą płaskim być nie chcę... Nie pochlebiałbym monarsze, nie mogę gminowi. Usta się moje nie zmażą fałszem.
Księżna słuchała z rzeczywistém czy z udaném współczuciem, lecz okazywała zajęcie wielkie. Ciągnął więc daléj:
— Penzle połamałem i rzuciłem. Niech malują iluminatorowie cudzych, wyblakłych myśli. Wyrzekam się malarstwa, bo sztuka przeszła w rzemiosło. Skupiam wszechsiłę moję w poezyą, w słowo...
— Piszesz pan poemat? O, mój Boże! — przerwała pani. — Co to za szkoda, że tego naszego języka nikt nie zna, że naszych wieszczów taka mała garstka słucha! Gdybyś pan pisał po francuzku, po włosku — po angielsku...
Emil Marya dziwnie wykrzywił usta i czoło sfałdował.