Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

możliwość niedawno jeszczeby była nie wierzyła — powiększyła trwogę. Uciekać, uciekać! mówiła w duchu. — Jeszcze dni kilka, a kto wié czy będę panią siebie!
Posuwając tę obawę do najwyższego stopnia, pani Liza zaczęła się wkrótce uskarżać na ból głowy i, parę razy spotkawszy się jeszcze z tym wzrokiem, który miał nad nią taką siłę, pożegnała księżnę, szybko wysuwając się z pałacu. Brat podał jéj rękę i przeprowadzał na Via Sistina.
Zaledwie wyszli na ulicę, Ferdynando pośpieszył z zapytaniem, które mu paliło usta.
— Moja droga Lizo! Cóż to się stało? Nie wspominałaś mi dotąd wcale o zamiarze opuszczenia Rzymu.
— A! — słabym głosem odparła siostra — bom wcale zamiaru tego nie miała. Lecz, koniec końcem, coraz się czuję słabszą, powietrze mi tu nie służy. Duszno mi, słabo, słabo... głowa cięży! Nie jest-to pora do pobytu w wieczném mieście. Muszę gdzieś wyjechać... odetchnąć.
— I to postanowienie zrobiłaś teraz dopiéro? — spytał brat, który niebardzo chciał Rzym opuścić, a miał do tego powody, z których spowiadać się nie mógł.
Wdowa szła szybkim krokiem, oparta na ręku brata, nie odpowiadając na jego pytanie.
Po chwili Ferdynand powtórzył:
— Więc to już niezmienne?