Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 101.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

my może setnéj któréjś reprezentacyi jednego wiekuistego dramatu. Ludzkość idzie do muru, uderza weń głową i, odskoczywszy, pędzi w drugą stronę, aby o przeciwną ścianę nabić sobie nowego guza.
Ahaswera uderzyła w małe, ale brzydkie rączki, z krótkiemi nabrzękłemi palcami, i zkolei zdawała się radować nowemu zdaniu, jak się cieszyła z piérwszego.
Ah! que c’est cela! Co za prawda! — zawołała.
— Może być — przerwał Wiktor, dotąd milczący — że się to tak wydaje komuś zdaleka patrzącemu na historyą, widzącemu tylko płaszcz jéj i cień; ale w głębinie dziejów jest więcéj cóś nad mechaniczny ruch wahadłowy. Ta formuła pochodu, jako formuła, niezupełnie jest fałszywą, ale ona nic nie tłumczy. Jest to prawda namacana pociemku. Zamiast dwóch ścian, o których hrabia mówisz, trzebaby sobie wystawić wieżę wybiegłą wysoko, a w niéj biédnego ptaka, który, lecąc kugórze, bije się wprawdzie o ściany, lecz ciągle ku światłu podnosi!
Hrabia Filip, ironicznie uśmiéchając się, ruszył ramionami.
— To cóś straszliwie skomplikowanego! — dodał z pewném lekceważeniem. — Prawo pochodu, jeżeli istnieje, musi być daleko prostsze.
Poeta, słuchając, marszczył się coraz bardziéj. Z biérało mu się na improwizacyą. Nareszcie