Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dyni domu. Pani Liza siedziała w jednym z nią rzędzie, została więc ukrytą i bezpieczną.
W piérwszej chwili ogólniejsza rozmowa zawiązać się nie mogła; szeptano tylko z sobą zblizka. Emil Maria zamyślił się głęboko, naprzód nad tém jak ma odżywić to uczucie, o którego kiełkowaniu w sercu pani Lizy jeszcze nie zwątpił, powtóre jak się miał przedstawić nieznanemu, aby go podbić i uczynić czcicielem; szło mu o Wiktora, aby został olśniony, aby uwierzył weń i upokorzył się przed majestatem geniuszu.
Dwa te wymagania chwili dawały się z sobą pogodzić; szło tylko o to, ażeby zagrać preludyum stosowne, któreby wielkiéj symfonii mistrza ton dało.
Zasępiony, milczący, z głową spuszczoną nad filiżanką, siedział długo wgłębiony w siebie poeta.
Tymczasem hrabia Filip, zamiast żądanego preludyum, zaczynał pryskać ironicznie frazesami, wedle swego zwyczaju.
Swobodna dosyć wymiana myśli, która przed przyjściem Emila zapowiadała wieczór ożywiony, sparaliżowaną się zdawała zjawieniem się poety.
Z nim, jak z chorym, potrzeba się było miéć na ostrożności i wielu przedmiotów, nieszkodliwych dla zdrowych, nie tykać. Nie cierpiał najmniejszego sprzeciwiania się sobie; głosił wyroki i słuchać go musiano. Rozprawiać z nim nie było podobna.