Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 081.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miał się za geniusz, a warunkiem genialności dla niego była ciemność, równoważna w przekonaniu jego z głębokością.
Dla ludzi chłodnych był poprostu śmiésznym, karykaturą geniuszu; dla współczujących godnym niezmiernéj litości, zbłąkanym biédakiem. Ołówkiem i penzlem nie mogąc nastarczyć wielkiemu duchowi, jaki w sobie nosił, pan Emil Maria Otoski (tak się zwał) stał się zarazem poetą, równie dziwacznym, niezrozumiałym, wymuszonym, jak był malarzem. Poezya nawet przeważała w nim teraz.
Emil Maria nigdy nie chciał być naturalnym, sobą samym; pamiętał o tém, że nosił w sobie wieszcza; szanował wielkość swą, występował tak zawsze, jakby go na chwilę nie opuszczało natchnienie. Kapłanem był od rana do nocy.
Powierzchowność człowieka nie dałaby się łatwo domyślać geniuszu, gdyby Emil Maria nie pomniał cięgle o tém kim jest, co na téj ziemi, wśród pospolitych tłumów, przedstawiać powinien.
Człowiek był już lat może cztérdziestu kilku, trochę łysy, dość słusznego wzrostu, przygarbiony nieco, zaniedbany w ubraniu, jak przystało poecie i artyście. Powierzchowność zdradzała źle pokrywane ubóstwo; na twarzy, rysów dość pospolitych, wybitne było i poczucie swéj wielkości i cóś, co znamionuje istotną wyższość inteligencyi. Oblicze miał zmęczone widocznie tém nieustanném czuwaniem nad sobą, obmyśliwaniem każdego ru-