Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 067.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Proszęż cię — śmiejąc się, przerwała księżna — dajże pokój tym wspomnieniom! Któż się w życiu nie zawodził? Wprawdzie smutno mi było trochę potém, ale wprzód mnie to bawiło.
— A! kochana księżno — dodała p. Liza — ja się często mylę w sądach; ale ten... ten dzisiejszy nasz pan, jako człowiek straszy mnie, a jako artysta należy pewnie do tych, co ślicznie mówią o sztuce, a okropne bazgrzą rzeczy... Będziesz potém musiała swą ciekawość opłacać nabywaniem krut...
— Chociażby — odparła księżna Teresa. — Jeżeli pięknie mówi o sztuce, nie żal już krut jego nabywać.
To mówiąc, księżna do wyjścia i pożegnania się zabrała.
Rozstały się dwie przyjaciółki, wzajemnie śmiejąc z siebie: Liza z łatwowierności, księżna z jéj strachu. Księżna odeszła nienawrócona, zajęta tajemniczém zjawiskiem, z mocném postanowieniem zaproszenia do siebie p. Wiktora przy piérwszéj sposobności.
Ponieważ razy kilka widziała go około Colosseum, na Campo Vaccino, na Via Appia, postanowiła sobie zwiédzać te miejsca pokolei, w godzinach w których rysować można, dopókiby szczęśliwy traf nie nastręczył jéj spotkania.
Nazajutrz, zszedłszy się przypadkiem z hr. Augustem w Museo Pio Clementino, nie wytrzymała księżna, by go nie zagadnęła o nieznajomego.