Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 060.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych czarnych włosów. Wśród tego zajęcia, zwiastującego do snu przygotowanie, ziéwanie zmuszało ją jedną z rąk ciągle krzyżykiem przed ustami zakréślanym zagradzać drogę złemu duchowi, który, jak wiadomo, czyha na wargi otwarte i nieopatrzne dziéwczęta.
Ruszyli się wszyscy z miejsc.
Wiktor zdala życzył dobréj nocy dziéwczęciu, które wnet znikło, nałożył kapelusz na głowę bezpieczniéj, wziął kij i zabiérał się do wyjścia.
Hrabia August zbliżył się ku niemu z wyrazem życzliwości i uprzejmości, którą rzadko komu zwykł był okazywać.
— Bądźcobądź — odezwał się — ja stoję przy tém, że musiémy być dawno znajomi. Dopóki obaj jesteśmy w Rzymie, dlaczegóżbyśmy spotkać się i pogawędzić czasem nie mieli?
Wiktor uśmiéchnął się, zawahawszy z odpowiedzią.
— Bardzo wdzięczen jestem hrabiemu za to uprzejme wezwanie — rzekł wreszcie. — Zachodzi tylko ta przeszkoda, że, jak hrabia widzisz, ja zdziczałem. W towarzystwie, w którém się panowie nawykliście obracać, postać moja jest fatalnym dysonansem. Nieszczęśliwa powiérzchowność, którą mi nadało lenistwo, każe mnie posądzać, domyślać się we mnie jeśli nie zbiegłego opryszka z Abruzzów, to przynajmniéj czerwonego republikanina, spiskowca, Garibaldczyka, w najszęśliwszym razie Cygana-artysty, nawykłe-