Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom I 036.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jest-to jedyna rzecz jeszcze na świecie, która mnie nie znudziła — odparł podróżny — chociaż i z nią często się kłócę.
Księżna, zdająca się z żywém zajęciem śledzić tę zagadkę, wtrąciła, mieszając się do rozmowy:
— Zdaje mi się, że i ja kilka razy widziałam pana zdaleka, szkicującego cóś na ruinach.
— Bardzo to być może — rzekł zapytany. — W Rzymie widzi mnie każdy niemal codzień w jakimś zakącie, bo się snuję nieustannie.
— Rzym tak jest ponętny dla artysty! — zauważyła gospodyni.
— Ale ja artystą nie jestem i być nie chcę — przerwał żywo gość. — Jest to i zawiele dla mnie honoru i zamało. Artyści są-to najczęściéj istoty, które widzą tylko skorupę rzeczy i ograniczają się wrażeniami, nie sięgając głębiéj. Trzeba być trochę i artystą, ale być tylko artystą — biédna to rzecz, smutna dola!
Wszyscy słuchali go z uwagą wielką. Piękne rączki przysunęły mu filiżankę herbaty, którą po pewném wahaniu się przyjął gość i rzuciwszy kapelusz swój pod nogi, oparłszy się wygodnie o krzesło, począł rozglądać się baczniéj po towarzystwie.
Księżna, która miała swą własną teoryą poznawania ludzi i klasyfikowania ich, poczęła się przypatrywać rękom przybyłego. Brakło ich jéj jeszcze do uzupełnienia charakterystyki téj postaci. Ręce dla niéj były cechą niezbędną, znamieniem