Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 204.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdania i postrzeżenia były najrozmaitsze. Ferdynand, powracający z zaiskrzonemi oczyma, powtarzał ciągle tylko:
— Ależ piękna! ależ piękna!
Beauté du diable! — przerwała Ahaswera. — Powiédz lepiéj: ależ młoda! nie wiem czy ma lat osiemnaście, a hr. Filip...
— Mało przeszło cztérdzieści — rzekł August.
— Dla niego to smutne, ale dla niéj — rozśmiała się Ahaswera.
— Państwo to bierzecie jakoś wesoło — rzekła Liza — a mnie ta para zrobiła wrażenie przejmujące boleścią.
— Kto to może być? Zkąd on ją wziął? — szepnęła księżna Teresa. — Niepodobna ażeby Filip popełnił mezalians.
— A mnie się zdaje — wtrąciła Ahaswera — że to panienka z wielkiego domu być nie może. Prawda że Filip jest milionowym panem, no, i tytuł cóś znaczy; ale nie sądzę by z wielkiego domu dano mu taką młodziuchną panieneczkę... na jego lata i na jego sławę...
— Wszystko jedno kto z domu — zawołał Ferdynand — ależ ładniuchna! ależ wesoluchua! Zemścił się hr. Filip.
Rozmowa o téj zemście i o obojgu nowożeńcach przedłużyła się przez obiad cały, do wieczora, a wieczorem na herbacie u pani Lizy, ile razy zaczęto mówić o czém inném, mimowolnie powracano do hrabiny Filipowéj.