Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 192.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dopytywania czy nie odebrał czasem listu jakiego z domu, któryby chciał przed nią utaić, doniesienia o jakiéj stracie i t. p., wywołały tylko najuroczystsze zaręczenie, iż nic podobnego nie przyszło.
E pur si muove! — z westchnieniem zakończyła Liza. — Nie chcesz mi powiedziéć; nie umiem wymódz tego na tobie, zatém... dobranoc!
Dzień następny upłynął, jak zwykle. Zkolei obiad był u księżny Teresy, herbata u Ahaswery; trochę dészczu i burzy przeszkodziło wieczornéj przechadzce po wąwozie i nad rzéką.
Troska, którą wyczytała na czole brata i Augusta, choć nocą nieco zatarta, jeszcze i tego dnia była dla postrzegawczego oka p. Lizy widoczną. Wieczorem hr. August zapowiedział, że pojedzie do miasta, że chce raz jeszcze zwiédziéć muzeum, potém obejrzéć rezydencyą, i nie powróci aż wieczorem.
Było to tak zwyczajném i często powtarzającém się, że żadnych obudzać nie mogło domysłów. Dano różne małe polecenia posłowi, który się z nich zawsze bardzo szczęśliwie wywiązywał.
Wistocie August, który był tak poufale niegdyś z Filipem i sam jeden mógł się pochlubić, że nań wpływ jakiś wywiéra, miał nadzieję spotkać się z nim, w potrzebie nastręczyć mu się i zbadać co go tu sprowadzało.
Najpiérwszy statek, zatrzymujący się w Schan-