Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 187.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

welce niecierpliwa i nielubiąca Niemców księżna Ahaswera, dotąd jeszcze wdowa, mocno sobą i swym stanem znudzona, więc nieobiecująca tu długo pozostać.
Wieczór był piękny, a w ogródkach bzy rozkwitłe pachniały; na niebie pokazywały się gwiazdki i białe pływały obłoczki. W salonie na piętrze w Sistinie, przede drzwiami na balkon otwartemi, siedziało całe znane nam towarzystwo. Brakło tylko poety, który musiał pozostać na swém poddaszu, z rezygnacyą geniuszu, który wié że męczeństwo dodaje mu blasku.
Ten cichy, z łagodném powietrzem i wonią swą miłą wieczór, tak niepodobny do spędzanych wśród Rzymu, ten krajobraz tak skromny, wioskowy, to niebo umalowane tak miękkiemi tony, sine a mgliste oddale, cóś tęsknego i sielankowego, dosyć się podobały znajomym naszym, oprócz Ahaswery, która utrzymywała że ludność ma tu krew rybią, a kraj jest jakby półsenny.
Zmierzchało już i na zachodzie tylko widać było jaskrawszą łunę, która z za wzgórzów świéciła jeszcze. Czekano z herbatą wieczorną na powrót pana Ferdynanda, który tego dnia wybrał się do stolicy i miał statkiem przepływającym od Czech przyjechać na oznaczoną godzinę.
Ale statek nie wysadził go na brzeg i siostra zaczynała być o niego niespokojną, choć w Saksonii mniéj niż gdzieindziéj może grozi niebezpieczeństwo spóźnionym podróżnym.