Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 151.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie może, ani sobie wyrozumować, że kocha daremnie — dodał Filip.
— Więc cóż? Mogłeś sobie chyba w łeb strzelić — rozśmiała się Ahaswera.
— Miałem nadzieję, niech mi księżna nie przerywa... sądziłem że się kiedyś przekona, iż nikt jéj tak kochać nie może, jak ja. Tymczasem szatan nadał tego samozwańca Gorajskiego.
— Ja odrazu postrzegłam, od piérwszych dni, że między nimi cóś być musi — szepnęła Ahaswera.
— Do tego doszło, że brawując opinią, pani Liza chodziła go odwiédzać w pracowni — zawołał hrabia.
— To kłamiesz — przerwała gwałtownie księżna — ja ją znam. Nie może być!
— Kiedym ją wychodzącą przecie od niego w bramie pochwycił — rzekł hrabia — i rozgniéwała się tak, że mi dom wypowiedziała.
Ahaswera z ciekawością gorączkową zbliżyła się do niego.
— Co ja słyszę! — zawołała — do tego doszło? Więc chyba wyjdzie za niego?
— To być nie może — wybuchnął hrabia — chybaby wstydu nie miała. Ten Gorajski jest synem naturalnym księcia Piotra, człek bez urodzenia, bez imienia, bez rodziny, słowem wyrzutek...
— No, no! powoli — odezwała się Ahaswera. — Masz na to dowody?