Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 141.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

steś dobrą dla wszystkich, bądź nią i dla mnie! Patrzyłem oddawna na to, że pani Liza się gubi; stosunek jéj do tego awanturnika coraz był jawniejszy. Ja ją kocham do szaleństwa od lat wielu... ja bez niéj żyć nie mogę; nie mogłem téż ścierpiéć, aby, pogardziwszy mną, hr. Augustem, tylą innymi, dała piérwszeństwo jakiemuś... nieznanemu włóczędze. Wié księżna co się dziś stało? Sama jedna, zakwefiona, wykradła się pani Liza z domu, aby pójść odwiédziéć tego Wiktora.
Księżna ręce załamała.
— To nie może być! — krzyknęła — to potwarz!
— O nie, bom ja szedł za nią. Czekałem na nią gdy wychodziła, zaszedłem jéj drogę i dostałem odprawę raz nazawsze.
Rozśmiał się gorzko. — Precz z moich oczu!
Księżna Teresa, sparta na stoliku, oczy zakryła, a hr. Filip mówił daléj, rozgorączkowując się:
Rrzecz jawna dla tych, co znają panią Lizę, że taki stosunek musi się skończyć małżeństwem, to jest że ona gotową jest wyjść za tego... Cygana. Niech-że wié za kogo wychodzi i czy to jest możliwém. Robiłem poszukiwania, przekupiłem ludzi, pisałem, posyłałem i nie wiem kto jest pan Gorajski.
Zaczął się śmiać zwycięzko.
Księżna nie podnosiła oczów, cała zatopiona w sobie.
— Moja rewelacya — ciągnął daléj — i księżnę