Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 111.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ranek łagodny i gotów dla miłości księżny zgodzić się na wszystko.
— Zgódź się więc na to, abyśmy powrócili do sztuki — rzekła księżna Teresa.
— Z największą przyjemnością: do sztuki, do sztukowania, do sztuki mięsa, do czego tylko księżna rozkaże — z udaną wesołością rzekł hrabia Filip. — Tylko czy téż istotnie my mamy własną sztukę? hm?
— Jesteś ateuszem we wszystkiém! — zawołała księżna.
— A może myopem, może nie dowidzę; ale temu nie winienem — odparł Filip. — Cudzym zaś oczom nie wierzę.
— Na to jedna tylko jest odpowiedź — rzekł, śmiejąc się, hr. August — ta, którą dała rzeczpospolita francuzka, kiedy szło o urzędowe uznanie jéj bytu: ślepy, kto nie widzi! Lecz wróćmy istotnie do tego, o czémeśmy wprzódy mówili, do związku z sobą braterskiego wszystkich dzieł sztuki, nie wyjmując i muzyki. Malarstwo u nas odbiło, gdy tylko do życia się poruszyło, wszystkie poezyi natchnienia. Widzimy w niém Maryą Malczewskiego, Wallenroda, Dziady, Farysa. Najmniéj się w niém odzwierciadlają Słowacki i trudny do wcielenia plastycznego Krasiński. Szlacheckie gawędy Pola rodzą malarstwo kontuszowe i rodzajowe, które już wykluwało się z pamiętników Soplicy. W téj chwili na materyałach Szajnochy, Szujskiego i tylu innych dzie-