Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 098.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

no — wiosna to nie nasza, ale włoska, która niezupełnie uśpioną naturę budzi z téj drzemki, co się tu zimą nazywa.
Wcale téż inny charakter jéj w tym błogosławionym kraju, dla którego śniég jest zjawiskiem osobliwém, w którym połowa drzew i roślin całkiem nie traci zieleni i nie spoczywa.
Z tego półsnu natura się tu budzi powolnie, opieszale, leniwie... przejście jest nieznaczne, stopniowane, tak iż się dojrzéć prawie nie daje, aż jednego poranku, po nocy chłodnéj, słońce zjawia się ze skwarem już letnim i przenikającemi jak strzały Apollina promieniami; drzewa stoją w świéżych liściach, niebo się stroi w najjaskrawsze barwy i upały wracają palić tę ziemię, pod któréj nigdy nie ostygającą skorupą wrą strumienie lawy.
Zima zbiegła dla gronka naszych znajomych dosyć jednostajnie i spokojnie. Wyjazd hrabiego Filipa dał wszystkim odetchnąć swobodniéj.
Zaraz po nim, nagle uczyniwszy sobie plan jakiś, uciekła księżna Ahaswera, prawie się nie pożegnawszy z poetą, który, jak się wyrażała otwarcie, nudzić ją zaczął.
— Może to być geniusz — mówiła księżnie Teresie — ale człowiek jest dziwnie męczący nieustanném swém natchnieniem. Poetą jest nawet, gdy mówi o swoim katarze.
Księżna zresztą obiecywała powrócić wkrótce. Po jéj odjeździe dłuższy czas Emil Marya nie po-