Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 090.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chając, otwiérała oczy, ale nie odpowiedziała nic. Zobojętniała była zupełnie na wszystko.
Ścisnąwszy rękę Aureliana, Wiktor puścił się jak mógł najszybszym krokiem ku miastu. Księżyc wszedł był właśnie i do rana nie musiało być daleko.
Aurelian na ławeczce przed chatą zajął miejsce, oparł się o ścianę, zadumał smutnie i zdrzémnął. W chatce cisza panowała, zaledwie przerywana ciężkiém niekiedy westchnieniem choréj, która się za głowę chwytała.
Pochód pieszo do tego miejsca, zatrzymanie się przy choréj, narada zabrały tyle czasu, że Aurelian zaledwie usadowił się na ławce, gdy powozy nadjechały, wioząc dobrze podochoconych gości z willi Adryana.
W jednym z nich ze szlachcicem siedział hrabia Filip i obaj głośno śpiéwali piosenkę jakąś polską, dosyć niesfornemi głosy. Ta wesołość, niepokojąca smutną lępiankę, w któréj leżała chora, ten śpiéw dziwaczny raził malarza przykro. Powstał i ruszył się, a poeta, który do śpiewu téż pomagał, poznał go.
Fermate! — zawołał do woźnicy — to Aurelian, dezerter. Stój, stój!
Hałaśliwy krzyk „Stój!” odezwał się z powozów obu. Zaczęto wołać na Aureliana, aby wsiadał. Ten z oburzeniem się opiérał, a nakoniec, tłumaczyć się nie chcąc, wszedł do izby i drzwi zamknął za sobą. Hrabia Filip, który pił wiele