Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 082.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi, czy nie wiész ty przecie co zacz jest? nie odcyfrowałeś téj zagadki?
— Tyle wiem co i wy — rzekł Fernando.
— Ale siostra wasza tak go uprzejmie jakoś przyjmuje, tak go ośmiela — mruknął Filip, w oczy mu patrząc.
Fernando bądźcobądź o siostrze lekko mówić, cienia nawet jakiéjś zniewagi rzucić na nią nie mógł dozwolić. Zarumienił się, wyprostował i rzekł żywo:
— Co moja siostra robi, to dla mnie rzecz święta, bo ja w nią wierzę niezachwianie. Ona z pewnością ma więcéj rozumu, z pozwoleniem, niż my wszyscy.
Filip obrócił to w żart i uściskał go.
— Ale i ja nie sądzę téż inaczéj — zawołał. — Może się źle wyraziłem; wierz mi, że nikt nie może być większym jéj wielbicielem odemnie.
— Do tego co ona robi nie mieszam się — dodał Ferdynand — bom przekonany, iż wszystko co uczyni, to dobre. Ten pan Wiktor zresztą jest w całém znaczeniu wyrazu un homme très comme il faut.
— Alboż przeczę? — odparł Filip, poprawiając się i cofając. — Znajduję tylko, że się zanadto okrywa tajemnicą. Artysta, nie artysta... kto... zkąd?
Ferdynand nagle zwrócił rozmowę.
— Aleby czas powrócić nam do Rzymu — rzekł, spoglądając na zégarek.