Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 080.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pani Liza, rozdrażniły go do ostateczności. Zbliżył się do owdowiałego poety, którego nie cierpiał, ale teraz mu i on był dobry, bo mógł się zdać na co przeciw Wiktorowi. Odgadł w nim zazdrość i niechęć ku niemu.
Nadzwyczaj czule, co się nigdy nie trafiło jeszcze, ujął go pod rękę.
— Panie nam zdezertowały — odezwał się pocichu. — Nachylił mu się do ucha. — Uważałeś — dodał — że pani Liza widocznie jest pod urokiem naszego... wielkiego nieznajomego? Powiédz mi téż ty, który ludzi umiész ocenić, co to za figura?
— Hm! zagadkowa — odparł Emil Marya.
— Z pewnością artysta, a tego się wypiéra.
— Ale jakże! ma najęte przecie atelie po tym Niemcu — rzekł Emil. — Jużcić artysta, ale z artystami gra rolę panicza, a z panam...
— Osłania się tajemnicą? nieczysta sprawa! — dodał Filip. — Niegłupi człek, ale mi wielce podejrzany. Słuchaj-że, masz ucho u Ahaswery, nie wypiéraj się tego, wiedzą sąsiedzi jak kto siedzi... Powinieneś ją namówić, aby ona ostrzegła panią Lizę że się kompromituje, że ta poufałość z takim człowiekiem niepewnym, cień na nią rzuca. Powiédz, to przecież obowiązek. Szkoda téj biédnéj wdowy, aby padła ofiarą awanturnika.
Pochlebiło to zwierzenie się poecie; poszeptał chwilę z hrabią, ścisnęli się za ręce i rozeszli.
Przy stole szlachcic wiódł rej w rozmowie o dawnych czasach. Hrabia Filip, obszedłszy