Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 077.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Burza nie trwała może godziny, przybory do wydobycia się z podziemia zajęły trochę czasu. W krótkim tym przeciągu kilku chwil cicha rozmowa pani Lizy z Wiktorem, na którą zdala baczność miał wielką Ferdynand, dała mu dostrzedz symptomaty, dla niego niewytłumaczone. Działo się coś, czego nie rozumiał. Co sobie mówić mogli, z czego się zwierzać, czém tak mocno byli zajęci, że na otaczających ani zważali — Ferdynand nie mógł tego odgadnąć, ale doskonale widział, że siostra z Wiktorem wyszła napowrót, jakby daleko poufaléj zapoznana, jakby uspokojona i odżywiona. Ona, co się nigdy prawie dawniéj nie uśmiéchała, teraz pokazywała drobne swe ząbki białe i nawet żartowała troszeczkę ze strachów Ahaswery.
Księżnę burza wprawiła w rodzaj gorączki; dla tych co się jéj przeciwili była prawie niegrzeczna.
Ah! allez y voir! — wołała — żebym się miała drugi raz dać zaprosić temu hr. Filipowi, qui a du guignon dans tout!
Skoro się wypogodziło i pod namiot weszli, księżna tylko jedna miała na myśli, aby się ztąd wyrwać coprędzéj. Znała już swojego poetę, że towarzystwo niełatwo opuszczał, i choć się na zdrowie uskarżał, lubił, zapominając się niby, dobrze zjeść i wypić. Nie rachowała więc na niego i postanowiwszy go tu porzucić na łaskę gospodarza, wyglądała niecierpliwie, ażeby chmura odeszła.