Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 067.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko wkońcu znuży. Gdyby mi codzień podawano ambrozyą, zachciałoby mi się piwa.
Hrabia Filip, który wstał i chodził, gospodarując około stołu, pochylił się jéj do ucha i szepnął:
— Widzi księżna, dlatego przy niéj posadziłem Pelukowskiego, to jest piwo po ambrozyi.
— Ale zwietrzałe! — odparła, śmiejąc się, Ahaswera, uderzając go rękawiczką — a oprócz tego, wierz mi, ambrozyi nie piłam.
Pelukowski zajęty był wielce podawanemi potrawami; miał ten zwyczaj szlachecki, że lubił wiedziéć co jadł. Z kartki, w srébrne ramki oprawnéj, niczego się nie mógł nauczyć, mówiąc że tego i diabeł nie zrozumié. Pytał więc pocichu o każdą potrawę: „Co to jest?” zaspokoiwszy sumienie, jadł potém z apetytem syna stepów i kuchni sprawiedliwość oddawał; wzdychał tylko nad tém, jak po tych wszystkich przysmakach nieznanych znajdzie się polski szlachecki żołądek.
— Wszystko to dobre, przedziwne — szeptał do sąsiada — ale barszcz zawiesisty z rurą i poczciwą sztukamięs wolałbym jednak, bo jedząc, wiem z kim mam do czynienia, a tu każdemu półmiskowi prezentować się potrzeba i niewiadomo co zacz.
Doléwano mu wina i to go uspokajało.
Pani Liza siedziała smutna, spoglądając na Wiktora, którego oczy ciągle w nią były wlepione; niemi tylko rozmawiać mogli.