Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 053.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Będziesz miał temat do obrazka — rzekł — gdy się przy stole rozochocimy; tylko, niestety, my tak malowniczo, jak twoi Rzymianie i Transteweranki, nie wyglądamy.
Aurelian się uśmiéchnął; nierad mówił o sztuce.
— Ja — wtrącił po chwili — póki jeden obraz maluję, tak jestem w nim zatopiony i nim zajęty, że o drugim pomyśléć nie umiem... Daj mi pokój na dziś z obrazami... Zapomnijmy o zadaniu życia, a żyjmy!
W gęstych krzewach, otaczających miejsce obrane do rozbicia namiotu, wśród których wiły się ścieżyny stare, dał się słyszéć jakby szelest sukni kobiecéj i chód powolny. Oczy wszystkich zwróciły się w tę stronę, gdyż, choć turkotu powozu nikt nie słyszał, domyślano się jednéj z pań zaproszonych. Wiktor, będący tego dnia żwawym bardzo, posunął się na przyjęcie, bo może się Lizy spodziéwał, gdy z za gałęzi pokazała się najmniéj spodziéwana, tragiczna postać nieznajoméj artystki.
Ubrana czarno, po podróżnemu, szła widocznie jako turystka ciekawa, nie spodziéwając się tu zastać tego towarzystwa. Hrabia Filip, zobaczywszy ją ze zdziwienia jakby skamieniałą, pobladł, zadrżał. August, stojący przy nim, dostrzegłszy że się chwieje na nogach, pochwycił go pod rękę.
Oczy wszystkich zwrócone były na to zjawisko. Kobiéta, widokiem osób tych zmieszana, nie wie-