Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 040.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czémś więcéj, tylko arcytypem epoki, którą wyraża — rzekł Wiktor. — Choć szczęśliwéj organizacyi jednostki, sile w niéj spotęgowanéj wiele przyznać potrzeba, nie stanowi to wszystkiego. Geniusz karmi się i czerpie z przeszłości i teraźniejszości, musi je wiedzą lub intuicyą przyswoić sobie, aby się stał płodnym. Co w nim jego własném jest, a co spadkowém, rozeznać trudno. Spuścizna wieku, choć mniéj widzialna, tworzy znaczniejszą część zasobu. Geniusz sam niezawsze ma samopoznanie tego, co winien skarbnicy z któréj czerpał; ale jest zawsze owocem pracy zbiorowéj wieków, którą wyjaśnia, nadaje jéj widomą postać, wciela, wyciąga z niéj dla innych niedostępne wnioski.
— A cała ludzkość — dodał hr. August — przeszła, teraźniejsza, przyszła, to wielka jednia, jakby olbrzymie indywiduum, żyjące ciągle, wyrabiające w sobie siły nowe, potężniejące. Wyjątek z téj całości stanowią narody, które zerwały z tradycyami ludzkości, lub własnemi, które się odcięły i odosobniły, zasklepiły w grobie chińskim, lub, jak Indyanie, w dzikości skazały na wymarcie.
— Zatém idziemy do kosmopolityzmu — wtrącił hr. Filip.
— Bynajmniéj — zaprzeczył August. — Naród pojedynczy każdy powinien być w związku z całym światem; ale to, co od niego bierze, na własne soki i krew przerabiać musi. Zamknięty w sa-