Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 026.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Emil Marya wielkiemi oczyma spojrzał na mówiącego, jakby powątpiéwał, czy on istotnie to mówi, co myśli.
— Nie znajdujesz więc — odparł — że cywilizacya na krzywe i błędne weszła drogi?
— To inne pytanie — odezwał się Wiktor. — Człowiek skłonny jest do przesady nawet w dobrém, które umié doprowadzić do absurdum; niemniéj jednak droga cywilizacyi nie jest fałszywą, jest jedyną, jaką nam natura sama wskazuje. Chciéć powracać do dzikości, pod pozorem poprawy i uzdrowienia, byłoby najśmiészniejszym błędem. Ja bardzo kocham naturę, ale pojmując ją széroko, sztuki z niéj nie wyłączam. Naturę trzeba ujarzmić i uczynić nam posłuszną, a przynajmniéj zmusić ją, by z nami żyła w zgodzie i była nam pomocnicą.
Poeta stał namarszczony.
— Wy... wy — rzekł zimno — jesteście człowiekiem miary i rozsądku. Winszuję wam tego, ale wszyscy równie szczęśliwém usposobieniem pochwalić się nie mogą. Są szały i roznamiętnienia...
— A, tak! są piękne, cudowne, zachwycające szały — poprawił się Wiktor — są sny, z których budzić się byłoby bolesném i zabójczém. Kto śni i marzy, szczęśliwy... niech się nie budzi!
— Tak! śnijmy, marzmy, szalejmy, bądźmy „rozumni szałem,” jak się wyraził poeta — wykrzyknął Emil Marya, przybiérając pozę teatral-