Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chore dusze tom II 024.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spotęgowuje siły, lecz czyni czasem aż do zuchwalstwa odważnym.
Ten humor p. Wiktora na nikim nie uczynił takiego wrażenia, jak na hr. Filipie, który przed chwilą widział go w tratoryi posępnym, szorstkim, nachmurzonym.
Szczęście to, promieniejące z twarzy Wiktora, zdawało się go do rozpaczy doprowadzać.
Odciągnął nabok hr. Augusta.
— Spójrzcie, proszę — rzekł cicho — co to się z tym jegomością stało? jak on tu w salonie pani Lizy széroko się i swobodnie rozpościéra! Co za swada, dowcip, werwa!
Mówiąc to, śmiał się szydersko, złośliwie. Hrabia August odparł sucho i krótko:
— Dziś jest dopiéro jak być powinien, nie czuje się skrępowanym. Tém lepiéj. Zyskał na tém.
Hrabia Filip zamilkł i odszedł. Bolało go to.
Prawie toż samo postrzeżenie uczynił poeta, udzielając go na ucho Ahaswerze, ale z większém podziwieniem, niż złośliwością. Jego to, zamiast odstręczać, zachęciło do zbliżenia się ku tryumfatorowi. Prosił na to o pozwolenie księżny i otrzymał je. Zdawała się nieco znudzoną niewyczerpanym patosem, którym ją karmił.
Emil Marya wstał i przysunął się do rozprawiającego żywo i wesoło Wiktora.
— Widzę — rzekł — kochany kolego, że osławione powietrze Kampanii rzymskiéj na was wy-