Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 587.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A! prawda! jakiż ja głupi! — zawołał Tomko. Od tutejszych ludzi dowiedzieć się muszę i pójdę tropem.
I ścisnął siwego, a babie nie powiedziawszy nawet Bóg zapłać za radę, znikł w lesie gdyby wicher pędząc bez drogi.
Sołoducha się uśmiechnęła i mrugnęła okiem.
— Ot tobie szlachcicu zalecanki! ot tobie stary górą głowę nosić! Będziesz cygańskie dzieci kołysał.



Nazajutrz lament i zamieszanie w Choińskiego chacie. Syn jak w wodę wpadł, nie wiedzieć gdzie się podział; ojciec winuje matkę, matka na ojca narzeka, a oboje płaczą. Całe budki zeszły się pod ich podwórko, każdy z radą, ubolewaniem, z dobrém słowem, a pan Marcin z grochem. Sołoducha także przyparła się do płotu, niby nic nie wié, milczy i wzdycha tylko.
Na dziedzińcu zagrody jak w wielkie dnie nieszczęść i klęski, wszyscy razem: i pan Adam z załamanemi rękoma, i Agata rwąca włosy z siwéj głowy, i czeladka szepcząca o Tomku różne wia-