Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 584.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

był do sieni, a ujrzawszy ojca i wyjść daléj nie śmiejąc, słuchał mimowolnie rozmowy.
Marcin odchodził, pan Adam go wstrzymał.
— No, no! — rzekł — kupię groch kumie; a co tam?
— A dziwy! — odparł Marcin, któremu się gęba rozwiązała gdyby cudem — tażto Marysia cyganka, jakeście ją nastraszyli, tak nieboga z chaty uciekła wszystko porzuciwszy.
Choiński się zerwał z miejsca.
— Czy to może być?
— Jak Bóg Bogiem...
— A to uczciwsza dziewczyna niż myślałem!
— To téż kto żyw wszyscy ją we wsi żałują i rozpadają się po niéj; a co się słyszę napłakała biedniaczka, nim poszła! A na odejściu, wyraźnie tak powiedziała Sołodusze, że przekleństwa waszego nie chce mieć na głowie.
— A gdzież się podziała? — spytał Choiński.
— Bóg wié! Jedni gadają że poszła gdzieś służyć do miasteczka: drudzy że ją zabrali i namówili cyganie, co to tu byli i niedawno nocką zemknęli...
— A! szkodać mi jéj niebogi! — westchnął stary — kiedy to takie poczciwe... ha! Ale może to i lepiéj!