Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 580.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sama lękała siebie, porwała przygotowany węzełek, nie patrząc, nie oglądając się, a biegnąc z Azą na szeroką drogę.
Przed nią był cmentarz... Aza ciągnęła za rękę, ale dziewczę co nie pożegnało chaty, musiało matki mogiłę pożegnać. Cyganka nie śmiała wejść za nią na pole umarłych, wśród którego jak duchy czarne wznosiły się gęste krzyże.
Sama tam weszła sierota i ścieżką swoją trafiła na znane miejsce: pocałowała zimną ziemię, pomodliła się jeszcze.
— Matko! — szepnęła w ostatku — ty widzisz, że mi iść potrzeba; tu nie bracia moi, tu obcy, jeden był, a i za tego przeklinaliby mnie starzy rodzice. Ty wiész co to przekleństwo starego ojca za dziecko swoje! Trzeba iść w świat, w świat!
I objęła jeszcze rękami starą wierzbę, na któréj kądziel wieszała; a w tém niecierpliwy głos cyganki dał się słyszeć, i dziewczyna posłuszna mu jak głosowi przeznaczenia, wyrwała się ze cmentarza.
A księżyc tak srebrzysto oświecał lepiankę starą, a na jéj dachu gruchotały gołębie, a na jéj progu bielały gąski zbierające jeszcze resztki owsa, i Burek leniwy mruczał na przyźbie... Jeden Sierotka