Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 557.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stronę, Tomko w drugą; Sołoducha o kiju powlekła się ku karczmie.
Wiedziała ona, że Marcin gaduła jakiego świat drugiego nie miał, karczmy pewno nie minie, i rachowała na to, że go tam jeszcze palącego fajkę zastanie. Omyliła ją wszakże nadzieja.... Nim z góry zeszła, nim groble przebyła, nim się z trzodą spotkawszy wyminęła z bydłem, doszedłszy nareszcie do karczmy, postrzegła, że Marcin już konie zaciąwszy, boczną ulicą do Rudni poleciał.
Baba zła, na zwiady tylko weszła do izby szynkowéj. Szumko szynkarz z kilką innemi włościanami stał w pośrodku izby gawędząc pocichu z nimi; nie zważali jak się baba wsunęła.
— Tak, tak — rzekł rozdając tabakę szynkarz do starosty cerkiewnego — on tu sobie hula i kręci się koło dziewczyny, a tam rodzice myślą, że jeszcze we dworze służy. Marcin aż ramionami do sufitu ruszył, gdym mu powiedział, że już leśniczostwo oddane Pawłowi; a to wczoraj jeszcze stary Choiński słyszę, chwalił się, że syn ma takie miejsce na początek! Ot co! ot co!
— A bodajże was! a bodaj długo-języczni! — krzyknęła baba z za pleców Szumkowi, aż się cały