Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 556.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ja twój, zrobię co każesz, byleś mnie nie odpędzała.
— Co wam o tém mówić odpowiedziała Marysia, a rodzice, a wasi? a nuż się dowiedzą? Jutro was zaślą daleko, a mnie ludzie osromocą i zginąć przyjdzie marnie.
Trudno było odjąć obawę sierocie, i Tomko i Sołoducha próżno się o to silili: rozmowa nie szła, a że wieczór się zbliżał, po krótkim rozhoworze baba kiwnęła na Tomka, chłopiec westchnął i ujść musiał. Siwek pasł się na wale cmentarnym, i ledwie go złapał; a Rataicha aż się za głowę pochwyciła, zobaczywszy, że w chwili właśnie gdy Tomko z chaty się wymykał, wóz Marcina z budek rudeńskich przesunął się mimo cmentarza. Choiński nie uważał na to, tak był Marysią i koniem zajęty; sierota nic nie widziała, ale baba rozrachowała zaraz co z tego wyniknąć może, i na wieś pobiegła zachmurzona tym wypadkiem.
Marcin dobrze był jéj znajomy, bo świeżo chodziła pilnować jego żony; chciała go Sołoducha dognać i uprosić o milczenie; ale gdzie starym nogom zdążyć za młodemi końmi?
Szlachcic popędził w tumanie kurzu w jednę