Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 542.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

młode ucho kusi; a uśmiechnąć mu się, odwrócić do niego jak serce chciało, nie było podobna! Cała przyszłość czarna, ponura, straszliwa stanęła przed sierotą....
— I zawsze tak będzie — mówiła w duchu — i nigdy nie potrafię znaleźć równego sobie; chybabym wzięła żebraczego syna i poszła w świat ze ślepym. Któż weźmie cygankę? Kto wie! kto wie! dobrze może radziła stara cyganicha, pójść z nimi na wieczną włóczęgę.... Ale jakby moją kochaną chatę i mogiłę porzucić, i moje życie spokojne?
— A! — dodała płacząc — już ono nie będzie jakiém było! Jeden się zbliżył i spojrzał.... podobam się drugiemu, nie dadzą spokoju, aż sponiewierają mnie bezbronną i bezsilną... Co tu począć! co począć!
I załamała ręce.
Ale w chwili największéj rozpaczy, przychodzi czasem otucha, świta pociecha niespodziewana. Marysia spojrzała przez okienko na jasne niebo, na uwijające się ptaszki pod chatą, posłyszała szczebiotanie swych skrzydlatych przyjaciół, i trochę jéj przybyło odwagi.
— Bóg łaskaw — rzekła pocieszając się w duchu —