Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 541.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sołoducha z usty otwartemi, milcząc, zdawała się chcieć zrozumieć słowa dziewczyny i nie pojmować ich wcale.
— Otóż tobie rozum! — rozśmiała się nareszcie — oto tobie dola! Jak jéj szczęście świta, toby się chciało, żeby Pan Bóg i wczorajszy dzień przerobił. Tfu! na marę... licho tam wié, czego ci się zachciéwa! Ja tego i słuchać nie będę; a co wiem, to wiem, i co mówię, to zrobię.....
To rzekłszy zerwała się z ławy i cała oburzona, ale podtrzymując się jak mogła tém, że dziewczę bredzi nie wiedząc co; odeszła od Marysi, we łzach ją zostawiwszy.
Biedne dziewczę zostało same i usiadło na ławie zadumane tak smutnie, jak nigdy jeszcze; oczy jéj oschnąć nie mogły, a niepokój bił piersią wzruszoną. Co tu począć i jak tyle różnych uczuć pogodzić! Sierotka jakby przeczuł co jego pani cierpiała, przyszedł, siadł przy niéj pocichu, i począł ją lizać po rękach, łapą drapiąc po kolanach, żeby z zadumy rozbudzić. Ale ciężko to było! ciężko!
Pierwszyto raz dziewczęciu ktoś się starał podobać i podobał; pierwszy raz obcy przemówił do niéj tym językiem, który tak słodkiém brzmieniem