Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 537.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zamknięte, zapukała, i po chwilce Marysia przyszła jéj otworzyć. Stara bystrém okiem podejrzeń pełném, zmierzyła spokojną i smutną dziewczynę.
— A co to ty w chacie? — zapytała.
— Ot tak! — odparła Marysia — nie chciało mi się piec na słońcu...
— Bałamucisz! gadajno prawdę!
— Ten się włóczy a włóczy — pocichu szepnęła Marysia — raz wraz mnie zaczepia: musiałam się przed nim schować.
Sołoducha mrugnęła oczyma.
— I cyganka się już do mnie jakaś dwa razy przywlokła, dziwy mi prawiąc... Nie śmiem wyjść już na cmentarz.
— I dobrze robisz odpowiedziała Sołoducha, siadając — ja ze strachu żeby ci się tu co złego nie stało, leciałam do ciebie aż z Budek od Rudni jak oparzona... Chłopcu ani końca nosa nie pokazuj! Już ja co wiém, to wiém!
— A cóż wiecie? — spytała zarumieniona Marysia.
On się w tobie do szaleństwa, na zabój rozkochał! — na ucho ostrożnie szepnęła baba — bylebyś rozum miała, to się z tobą ożeni.