Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 535.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czę, i co podołam to zrobię: nic się złego nie stanie! Bóg z wami! nie macie się strachać czego.
Mówiąc to baba wpół pijana, starała się jednak język za zębami utrzymać i szybko wyszła z chaty, a ledwie w podwórku aż się za siwą uchwyciła głowę.
— Cyt! cyt! — zawołała do siebie — precz licho! ta—to się na wielkie rzeczy kroi! Myślałam, że Tomko tylko ją bałamuci i szczęścia probuje, a on naprawdę zaszłapał! No! no! może Pan Bóg sierocie da szczęście!
A jakto w każdéj ludzkiéj czynności by najlepszéj, jest diablego ogona kawałek, bo nim szatan musi każdą zamieszać potrawę; do dobrych chęci dla Marysi staréj Sołoduchy, wmieszało się i złe uczucie, dodając jak drożdże ciastu siły robocie i wzrostu. Choińscy byli bogaci, stary trochę się czwanił i rękę kładł za pas; Adamowa w niedzielę na panią patrzała, w chacie ich było dostatnio: a myśl upokorzenia ich dumy daniem im cyganki, sieroty za synowę, uśmiechnęła się staréj Sołodusze.
— Ot toby dopiéro musieli nosy pospuszczać — dodała w duchu — oni co najmniéj jaką ekonomów-