Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 534.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szcze i poddanką waszego pana, ani myśléć Choińskiemu — dodała z dumą Adamowa — a chłopcu jakby kto co zadał!!
— Dziewczyna poczciwa — przerwała Sołoducha — ona go bałamucić nie będzie, Tomko sobie ją z głowy wybije.
— A jeżeli to czary? — spytała szlachcianka pocichu.
— Jakie czary? — odparła ruszając ramionami Sołoducha — czarne oczy, czerwone liczko, ot i po wszystkiém...
— Ależ Tomko mój oszalał!
— Alboto jemu pierwszyzna!
Flasza stała gotowa, baba schwyciła ją pod pachę i zabiérała się do wyjścia; niespokojna szlachcianka jeszcze do szafy poszła po grosz jakiś i wetknąwszy go staruszce, usiłowała ująć ją sobie.
— Słuchajcieno — rzekła pocichu — a gdybyście wy mnie pomogli i oko tam mieli na mojego chłopaka: dalipan gotowabym wam takiego gościńca dać, o jakim się wam nie śniło!
— A co ja mogę?! szepnęła Sołoducha odtrącając pokusę i szybko sunąc ku drzwiom — bądźcie spokojni, ja do Marysi chodzę, z oka ich nie spusz-