Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 517.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A ot grób matki, a ot ojcowska praca! Ot ścieżki, któremi biegałam za młodu, i moi przyjaciele — dodała wskazując kury, psa i stado gołębi unoszące się nad cmentarzem.
— Cóżbym ja poczęła z wami? co wy ze mną — mówiła daléj — ja was, wybyście mnie nie zrozumieli: a pierwszego dnia, gdyby mi z oczu znikła ta chata i mogiła, z tęsknotybym za niemi umarła. Na co mi świat? albom to ja ciekawa szerokiéj ziemi i sinego morza? Gdzie kogo posadziła dola, tam mu żyć i umierać! Co wam lepszego, że kości wasze leżą rozsypane po świecie, a serce nie ma się gdzie, nie ma do czego przytulić?
— No! to zgnijże tu gadziów ciaj! — krzyknęła gniewnie cyganka — chcesz być kamieniem — bądź nim sobie! Głupiego nie wiąże sznurek a wola jego; i skomli jak pies na łańcuchu, a urwać się nie ma siły.... Omyliłam się: w tobie nie ma już krwi cygańskiéj.
To mówiąc powstała oburzona, ale gdy znowu spojrzała na twarz zasmuconą Marysi, na te rysy, które jéj Tumrego w całym blasku młodości przypominały, zmiękła i zatrzymała się, zmieniając głos, który chciał zionąć nowemi przekleństwy.