Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 442.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cofnął się zrazu do pokoju, ale gdy nie usłyszał ani słowa prośby, ani szmeru wyrazu z ust starca; gdy ten ani postawy, ani oblicza nie zmienił, zdziwiła go obojętność przybysza i zbliżył się ku niemu.
— A czegoto chcesz? — zapytał.
— Suknia, wiek i twarz moja, powinna ci powiedziéć czego żądam.....
Gospodarz rzucił z niechęcią zaczerpniętą w kieszeni złotówkę, dodając prawie wzgardliwie — Idź z Bogiem.
Staruszek przyjął datek z pokorą i pozostał jak był w ganku, sparty na kiju.
— Czegoż jeszcze czekasz? — powtórzył z niecierpliwiony pan Adam.
— Nie czekam; chcę ci się przypatrzéć.
— Mnie?
— Tak jest.... Tyś mnie nie poznał, a ja i twoich rodziców i ciebie panie Adamie dobrze znałem za młodu.... Mój Boże! na jaką ci to nędzę zejść przyszło!
— Mnie! na nędzę! Coś ty za jeden? co to ma znaczyć? — zawołał obruszony gospodarz, z podbudzoną ciekawością zwracając się do żebraka.
— Ja jestem Józef Mniszewski.... Ha! przypomi-