Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 433.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stanie mi na całe życie; w staréj chodzić będę w dnie powszednie, a na niedzielę mam jeszcze dobrą, co mi kazała uszyć matunia.... Jak się ta podrze, to i do matczynéj dorosnę. O cóżbym ja sobie więcéj głowę łamała?... Chléb i woda... nie ma głodu?... E! dam sobie rady przy pomocy Boskiéj, przy opiece matki, bo ona przecie patrzy na mnie. O! patrzy, ja to czuję, aż mi lżéj... i nie da dziecku swemu zginąć!
Tak sobie marząc, zaszła Marysia do źródła, zaczerpnęła w niém, rozpędziwszy wprzód wiadrem zebrane na powierzchni wody śmiecie, i nie tracąc czasu, nie rzuciwszy nawet okiem na wioskę, którą ztąd całą widać było jak na dłoni; pośpieszyła do chaty.
Ogień jeszcze zastała tlejący, ale podsycać go nie było już czém, tak się wyczerpało drewek. Myślała, myślała, przemyśliwała chwilę i skoczyła ku drabince na strych wiodącéj, na którą wdrapawszy się, aż krzyknęła z radości; na górze pełno było suchuteńkiego chrustu. Kiedyś go był głupi Janek jeszcze przysposobił dla Motruny, a po śmierci parobka zapomniano o nim; dziéwczęciu nie wiem jak przyszło na pamięć, że łażąc za ostatnią kurą, wi-