Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 427.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Rataje ją wezmą!
— Sołoducha mi taki mówiła, że ją gwałtem ciągnęła, ale się jéj nie dała.
— Zobaczycie!
— A no! zobaczymy!
— Dobrze taki podobno mój powiadał — dodała Filipowa po cichu — wziąć nie wziąć, bo to ciężko, a taki dla niéj coś zrobić tobyśmy powinni; ludzie nas za ostatnich łajdaków okrzyczą. Póki żyła matka, to co innego było, ale nad sierotą trzeba się zlitować.
Mówiła to, ale tak nieśmiało, tak bojaźliwie, tak oglądając się na bratowę i Maxyma, jakby się obawiała okrutnéj na siebie wrzawy, i gotowa była ustąpić zaraz; ale nadspodziewanie nikt przeciw temu nie rzekł już słowa.
Maxym z ust wyjął fajkę, i począł głową pokręcać.
— Jaka ty bogata Filipicho! Oj! oj! nie mówię żeby to dawniejsze lata, kiedy z roku na rok stożek żyta schodził, a i w zasieku zawsze bywały zapasy; ale teraz,. tak, to my sami pożyczać będziemy musieli, a pole nawpół siejemy z Semenem, to co z niego zbierzemy?
— Albo to jéj dużo potrzeba? — odezwała się już