Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 424.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ją bierzecie do siebie, a to że ona sama sobie rady daje, kiedy myślicie nam ją na kark narzucić... Ale z tego nic nie będzie! dosyć nas i tak!
— Pluń Maxymie! — zawołał dziad stukając kijem, — ot widzicie, jakto z wielkiéj mądrości ażeście się domyślili, co mi w głowie nie postało! Naprzód, żebyście i chcieli, tobym wam jéj nie dał; powtóre jak do mnie, tak i do was ona nie pójdzie! A czegom chciał to powiem: możeby wasz datek smaczniejszy był od mojéj żebraniny; ale i tak z głodu nie umrze pókim ja żyw! Niechaj wam będzie jak było, kiedy takie serce macie!
To mówiąc wstał szparko, kijem zastukał i nie rzekłszy słowa więcéj, drzwiami za sobą cisnął, a na podwórku tylko psy ujadające do wrót odejście jego oznajmiły.
Bracia i bratowe stali chwilę pochmurzeni, spoglądając po sobie.
— Jaki mądry! — odezwała się wreszcie pierwsza Maxymowa — chciał nam jeszcze jedno dziecko narzucić, jakby to u nas tego bobu mało było.
— Cicho babo! — ofuknął się Maxym, podnosząc głowę od roboty, — nie narzekajże choć na dzieci, bo ci je Pan Bóg pozabiera!