Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 420.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

we wsi wszyscy wiedzą co się dzieje u sąsiadów; wszelako szedł do nich, bo zawsze przecie choć biedni, stokroć więcéj mieli od sieroty i wesprzéć ją mogli.
Jakoś to był taki dzień, że wszystkich zastał w domu. Maxym nabijał rozsypane wiadro, Filip dojadał z misy, wybierając się do lasu, a dwie bratowe stanąwszy naprzeciw siebie w dwóch kątach izby, łajały się co wlazło o zarzucone wrzeciono. Mężowie już im niedopomagali, przywykłszy do tego codziennego chleba: ruszali tylko ramionami, skrobiąc się po głowie.
Gdy się dziad ukazał w progu, przeprowadzany przez ujadające dwa psiaki, potomstwo starego poczciwego kasztana; wszyscy odwrócili głowy ku niemu, a Maxym rzucając robotę zawołał:
— E! szlibyście z Bogiem!... bo tu u nas chleba téż nie ma.
— Albo to ja za jałmużną? — ofuknął się Rataj — chybaście mnie nie poznali? Czy to ja po swojéj wiosce bez prażniku będę żebrał? Tfu! Maxymie, w głowie się wam przewraca: czy nie znacie Rataja? Czy to już wam ławę przełamię jak na niéj odpocznę? — i Maxym się zawstydził i pokraśniał.