Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 405.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ra zapewne wspomniawszy swego Rataja, dziwnie zacięła usta.
— I to chléb jak i drugi — poprawiło się dziéwczę postrzegłszy niezręczność swoję — ale ja go nie chcę. Juściżem młoda i zapracuję; nie bójcie się, nie bójcie!
I przystąpiła do Sołoduchy z wyrazem tak ujmującego przymilenia całując ją w pomarszczoną rękę, że baba choć zagniewana świeżą poniewierką żebractwa, rozdobruchała się powoli.
— Na co się wam obciążać sierotą, kiedy nadto chleba nie macie — odezwała się po chwili Marysia — wszak i tak nie biorąc mnie do chaty, wiele mi możecie dopomódz. Ot pozwolicie mi czasem przyjść, poradzić się, pożalić, pogadać; a jak już czasem niestanie ani okruszyny, to mi rzucicie okrawek suchara, albo lepszą od niego dobrą radę, słodkie słowo.
Stara uśmiechnęła się potrząsając głową.
— Oj dzieciaku ty, dzieciaku — rzekła — co to się tobie roi w głowinie! Gdybyś w ostatku i chléb miała, bo wszyscy ludzie miłosierni jeszcze nie wymarli; a jak się obejdziesz bez twarzy, bez mowy, bez żywego ducha w téj pustce? A jak ci