Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 386.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaraz obudzi.... Wyraźnie licho tym snem przechodzi: ona go tak potrzebowała.
I cieszyło się i marzyło dziéwczę czekając przebudzenia, a twarz Motruny, z bladéj stawała się coraz bielszą, żółciejszą, siną nareszcie, i dziwna, straszna barwa śmierci rozlała się po niéj powolnie. Marysia patrzała na nią, i nie pojmowała nieszczęścia swego.
Przyszło południe — nie obudziła się matka; zdrzémnęła się Marysia pilnując krupniku i ognia, przebudziła, usnęła znowu i w téj jednostajnéj ciszy ani postrzegła, jak zachodzące słonko zajrzało w okno pomarańczowym swym blaskiem, którego promień wprost padł na lice umarłéj.
Zdziwiło się dziecko widząc słońce tak nisko, dzień tak szybko na drzémce i czekaniu spędzony, a matkę uśpioną jeszcze i ciągle uśpioną.
Ale niezwyczajność snu tego, nieruchomość Motruny, coraz większą, upartszą nadzieją napawały serce biednego dziecka, nie domyślającego się nieszczęścia swojego; była pewna, że po tym śnie matka się jéj zdrową przebudzi.
Już i mrok padać zaczął, a ona wciąż po gałązce