Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 377.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Durzyciebo się darmo — odparła siadając przy niéj bliżéj Sołoducha — czyżto aby kogo głowa zabolała, zaraz i umierać? Ot, będziecie jeszcze zdrowi, powiedźcieno, co wam jest?
— Co jest? — śmiejąc się boleśnie mruknęła wdowa — to co jest, to już koniec; spytajcie chyba co było... Marłam, schłam, słabłam, codzień stygło ciało, codzień się zasuwały oczy, a ot, dziś, jutro koniec będzie.
— Porzućcie wy sobie prorokować.
— Darmo Sołoducho matko, ja bo czuję co mi jest; trzeba umrzeć, nie mnie już radźcie, a dziecinie.
Stara poczęła głową kręcić w milczeniu.
— Co tu poradzić — szepnęła — toć macie krewniaków?
— Swoi! swoi to zawsze najgorsi — odparła Motruna, nie ma co ich wspominać; radźcie inaczéj... Broń Boże na mnie końca, ta biedota sama się jak palec zostanie w chatynce i nie będzie jéj komu podać chleba kawałka; zginie marnie!
— Wezmą do dworu!
— O! to ostatni pohybel! — krzyknęła Motruna rzucając ręką — nie chcę, nie chcę! napatrzyłam się