Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 370.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale chata daleko, daleko, na drugim końcu sioła, a sioło wielkie, a droga górzysta.
Młodyby przebiegł w minut kilka, co jéj iść było potrzeba godzinę; dobrze jeszcze, że po drodze to płot, to ścianka, to kamień, to drzewo, oprzéć się lub przysiąść pozwoliły; a i tak ciężko dźwignąć niemocy ciało, które się ołowiem zdaje. Chata Sołoduchy jakby coraz uciekała, ale wreszcie już ją widać: postrzegła wrota i jakoś lżéj na sercu, że choć w drodze nie padnie.
Dwie biedy najprędzéj się jakoś zbliżą do siebie. Sołodusze także świat nie był rajem, choć jéj nędza ani w połowie nie doszła do nędzy cyganichy. Naprzód stara miała męża dziada, ślepego prawda, niezdarę, pijaka, haraburdę, który jéj często gęsto boki łatał i głowy nadszczerbił; ale téż sprytny włóczęga i groszaki przynosił, i nieraz torbę pełną sucharów i wszelakiéj ludzkiéj jałmużny. Miała chatę pilnując wrót na łan i sposób do życia ze swego znachorstwa. Bóg wié jak jéj przyszła ta mądrość: ot tak, po prostu z wiekiem i zmarszczkami. Ten i ów jéj się poradził, pomogła jednemu i drugiemu, zaczęto ją brać do słabych niewiast za babkę, a potém już i febrę i łamanie w kościach, i czego nie