Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 367.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Marysia tymczasem naiwnie się cieszyła, że teraz sama matce będzie służyć i gospodarzyć w domu.
Bóg wié co się tam roiło w téj głowie dziecięcéj: — czysta bajka z wieczornicy! Spać jéj nie dawało marzenie, tak pracowała, tak się krzątała ochoczo, tak umiatała chatynkę, tak w niéj już ład i dostatek tworzyła cudem, pełna ufności w Boga i ludzi.
— Już wiém! już wiém jak to będzie, — szeptała przewracając się na twardéj pościołce; — będą ludzie iść z jarmarku, wyjdę sobie na drogę, i stanę i uśmiechnę się i pokłonię: chybaby serca nie mieli, gdyby mi téż który nie podarował choć... jagnięcia, choć koźlątka, choć czarnéj kurki czubatéj. Rozhoduję, będzie za rok cztéry, za dwa lata dużo, dużo — cała trzoda, całe stado... Na wsi przędziwa wiele, ja już umiem prząść i niegrubo, nie radowinę, ale na ośmnastkę, na dwudziestkę. Chybaby Bóg nie łaskaw, żebym na koszulę dla nas nie naprzędła i nie zarobiła to sérka, to jaj trochę, to mąki, to krup, to okrasy... O! to pójdzie... zobaczy matka! A potém przyjdą swaty od najbogatszego we wsi gospodarza, przyniosą matce podarek okrutny, pokłonią się do kolan, pocałują w rączkę... i będzie w cerkwi wesele, będzie dziwować się ludu mnogo; a teść