Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 365.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla niéj niepokonanym ciężarem, że samo chodzenie po izbie nuży ją śmiertelnie.
Usiadła na łóżku i zapłakała pocichu. Maryś na wszystko miała oko, ale wycieńczenie matki przypisywała starości tylko, wystawiając sobie Motrunę daleko, daleko starszą niżeli była w istocie; i gdy postrzegła niemoc jéj, wzięła się tylko ochoczo do zastąpienia jéj w pracy.
— O! nie turbujcieżbo się mateczko, — zawołała podskakując do jéj kolan, — wszakci to ja na to rosnę i już cię potrafię wyręczyć. Probowałam dwóch wiader pełnych, i chociaż się trochę zginam pod niemi, ale mi ich podnieść nie trudno; drew i spory oberemek zarzucam jak piórko na plecy.... Odpoczywajcie sobie spokojnie, a mnie tylko znaczek dacie, to zobaczycie jak się sprawię.
Szczebiotanie dziecięcia jeszcze gorętsze łzy wycisnęło z oczu biednéj kobiety, która w milczeniu przycisnęła ją do serca.
— Gołąbku mój, gołąbku, — odpowiedziała cichym głosem, — ochoty ci nie brakuje, ale gdzie te siły, któremi się tak chwalisz? Dobrze ci pobawić się z wiadrami, ale dźwigać wodę pod górę, ale przynieść drew z lasu, a! i tyle, tyle ciężkich