Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 347.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze i bał się jéj najmniejszą przykrość wyrządzić. Tak już do niego była przywykła, że zdawało jéj się niepodobieństwem wyżyć i wystarczyć bez Janka sobie i dziecięciu. Drugito już raz tak wdową ją los robił.
Głupiego Janka brakło wszędzie i ciągle, bo on był duszą nędznéj chatki. Nie mogła Motruna wyjść na próg, żeby go sobie nie przypomniała po miejscu, które pod drabiną w sieni, zimą i latem zajmował w rodzaju budki, skleconéj z tyczek od fasoli i miętéj słomy. W saméj chacie pełno było śladów pracowitéj ręki jego i przemyślnéj głowy: wyuczył się bowiem bednarki, ciesielstwa, mularki, i wszystko niemal sam robił, bo płacić nie miał czém majstrom. Na kołku nad ławą naprzeciw pieca, gdzie siadać i grzać się lubił, stary jego dziurawy kapelusz słomiany wisiał jeszcze, i pyłem przysuty, pozostał jak widoma po nim ostatnia pamiątka......
Znów za tym pogrzebem przyjaciela poszła Motruna i ucałowała trumnę, ostatni chleba bochenek, ostatni płótna kawałek kładąc na niéj wedle zwyczaju; bo tych bracia mu poskąpili... Późno w noc skostniała powróciła do pustéj, straszliwie pustéj