Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 344.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podkradł i niezgrabnie zakołysał dziecinę; ale zaledwie zapłakało, już Motruna zrywała się przerażona tym głosem, i znowu sama piastowała ukochaną donię.
Takie tam było życie w téj mizernéj lepiance, dnie, nocy, i jednostajnie płynące miesiące i lata. W około ruch był na wsi: przemieniało się we dworze, ludzie się mijali, ustępowali jedni, nastawali drudzy, kochali się, rzucali, umierali, rodzili. Tu tylko strzecha słomiana porastała mchami, Motruna bladła i chyliła od pracy, Janek żółkł i garbiał codzień bardziéj, dziecina chodzić poczynała; ale ani los odmienny, ani dola lepsza nie zaświtała w lepiance cyganichy.
Wioska nie odstępowała jéj wszakże, ale nie bardzo téż chętnie garnęła się do niéj; nie tak z powodu zabobonnego jakiegoś przesądu, jak raczéj lękając się jéj ubóstwa. O! dla wielu, dla bardzo wielu na świecie, nic nie ma straszniejszego nad nędzę; dotknąć jéj ręką, spojrzéć się na nią lękają żeby ku nim nie zajęczała prośbą, nie zwróciła się z żądaniem pomocy!
Nawet o robotę nie było łatwo Motrunie, bo mało kto ośmielił się ją powierzyć ubogiéj, lękając się