Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Chata za wsią 343.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czmie, śmiano się u studni i na przełazkach, choć oni ani się tego domyślali.
Janek był tak poczwarny i brzydki, że posądzenie o miłość jakąś dla niego, w głowie tylko starych bab i żon braterskich urodzić się mogło; a jednak gdy raz puszczono plotkę, przyjęła się i swatano ich zawczasu, a Janek tylko jak wyrobnik dla wdowy pracował.
Oboje często po całych dniach słowa do siebie nie rzekli, a Janek czasem tylko, gdy w lepszy wpadł humor, zmyślał powiastki dla rozweselenia Motruny. Ona słuchała i milczała, bo milczenie stało się dla niéj nałogiem i drugą naturą, tak, że na słowo trudno się jéj zebrać było. Zaśpiewała dla dziecięcia niekiedy, westchnęła ze znużenia, ale z serca zasklepionego ani się skarga, ani wspomnienie wyrwać nie mogło.
Macierzyństwo wystarczało jéj do nędznego życia, w niém były wszystkie pociechy, nadzieje i cel przyszłości, a uśmiéch dzieciny wywoływał i na jéj usta coś nakształt smutnego, łzawego i bladego uśmiechu. Patrzała w kołyskę, siedziała przy niéj, spała nad nią, i na chwilę jéj nawet nie odstępowała. Czasem, gdy upadła znużona, Janek się